• Porady wychowawcze

        • Drodzy Rodzice!

          Zachęcamy Was do lektury artykułów pogłębiających wiedzę z zakresu wychowania i rozwijania dzieci.

          Miłej i owocnej lektury! 

      • Jak nas słyszą... O mowie współczesnych polskich nastolatków

      •      Jako rodzice chcemy dla naszych dzieci jak najlepszej przyszłości – marzymy, aby założyły szczęśliwe rodziny, zdobyły dobre wykształcenie i odniosły sukces zawodowy. Inwestujemy w tym celu różnorakie rodzicielskie zasoby od codziennej troski i miłości po te bardziej „konkretne”. Chcemy, aby nasze dzieci od najmłodszych lat korzystały z dodatkowych lekcji języka obcego, korepetycji, rozwijamy ich pasje, dbamy o poprawny rozwój fizyczny.  Czynimy tak, aby nasze dzieci odniosły w dorosłym życiu sukces.

         

             W artykule chciałabym poświęcić parę zdań obrazowi języka młodego pokolenia i ich mowie oraz wskazać pewne obszary oddziaływania rodzicielskiego, gdyż umiejętności komunikacyjne okazują się jednym z kluczowych parametrów sukcesu osobistego jak i zawodowego, a granice języka stanowią granice naszego świata, jak powiedział L. Wittgenstein.

         

             Mimo iż dla przeciętnego użytkownika polszczyzny rozróżnianie pojęć: język, mowa czy mówienie, nie jest konieczne, to jednak w ujęciach naukowych nie są one tożsame. I tak język definiuje się jako ustalony społecznie system znaków. Język rodzimy przyswajamy od dnia narodzin, a chcąc nauczyć się języka obcego, musimy poznawać i zapamiętywać jego struktury. Mowa to czynność polegająca na budowaniu, nadawaniu, odbieraniu i rozumieniu komunikatów słownych. Aby taki proces komunikacji mógł zaistnieć, muszą być spełnione pewne warunki, a do najważniejszych należy wspólny język. Jeżeli mamy za sobą doświadczenia polegające na próbach porozumienia się z obcokrajowcem, którego języka nie opanowaliśmy, wiadomo już o co chodzi! Wreszcie mówienie to realizacja w praktyce obu powyższych – czyli indywidualne, niepowtarzalne realizacje mowy.

         

             Język młodego pokolenia został ukształtowany przez rewolucję informatyczną, której skala jest nieporównywalna z żadnym wydarzeniem w dziejach ludzkości. W wyniku rozwoju nowoczesnych technologii nasze dzieci nie są już uczestnikami procesu kulturowego, który trwał przez ponad dwa tysiąclecia, gdzie wiedzę zdobywano przy pomocy „lektury księgi”. Dziś informacje i rozrywkę czerpie się śledząc monitor, pismo zostało zastąpione przez obraz oraz dźwięk. Uczniowie niechętnie sięgają po lektury, coraz słabiej piszą. Należy zwrócić też uwagę na fakt zmiany autorytetów – dla starszych pokoleń źródłem wiedzy były opracowania naukowe, dziś jej dostarczycielami stają się youtuberzy oraz fluencerki. Tak zwana globalizacja daje współczesnemu człowiekowi cały świat na wyciągnięcie ręki, możemy na ekranie telefonu sprawdzić, co dzieje się na innym kontynencie. Jednak to co globalne, staje się uniwersalne – a wyznacznikiem tego procesu jest amerykanizacja kultury oraz silny wpływ języka angielskiego na języki narodowe. Nie sposób pominąć konsumpcjonizmu obecnego w naszym życiu, gdyż postawy „ja” i „mieć” również odnajdują odzwierciedlenie w języku młodych Polaków.

         

             Badania przeprowadzone nad językiem młodego pokolenia stwierdzają, iż do najważniejszych jego cech należą:

        -prymitywizm wyrażania się. Jako przykład językoznawcy podają skromny zasób słownictwa. Do opisu rzeczywistości wystarczy przymiotnik „fajny”, że nie wspomnę o drugim, pewnie bardziej rozpowszechnionym

        - nagromadzenie wyrazów angielskich oraz spolszczonych ich form czy wręcz tworów słownych będących mieszanką obu

        - ubóstwo środków językowych

        - brutalizacja języka, powszechne używanie wulgaryzmów

        - nieporadność w wyrażaniu emocji i nazywaniu uczuć

        - uproszczone wartościowanie („głupie” – „fajne”)

        - trudności w operowaniu pojęciami abstrakcyjnymi

        - opisywanie świata z perspektywy teraźniejszości.

             Mowę młodzieży charakteryzuje luz, przejawiający się bylejakością wypowiedzi, nawet w warstwie fonetycznej. Młodzi ludzie nieświadomie bądź celowo mówią niewyraźnie, niedbale. Uczniowie często nie posiadają obecnie umiejętności różnicowania stylów wypowiedzi, to znaczy, że nie potrafią odróżnić języka potocznego czy wręcz żargonu uczniowskiego od stylu oficjalnego, którym powinni posługiwać się na przykład w rozmowie z nauczycielem.

             Smutna to diagnoza! Co możemy zrobić, aby poprawić umiejętności komunikacyjne naszych dzieci i pomóc im lepiej wystartować w świecie dorosłych?

             Najważniejsza jest wspólna rozmowa wszystkich domowników przy każdej okazji. Możliwość wzięcia udziału dzieci w rodzinnej dyskusji oprócz kształcenia kompetencji językowych podnosi ich samoocenę, buduje pozytywne relacje. Dziecko, którego głos jest brany pod uwagę, czuje się ważne. Uczy się wyrażać swoje zdanie i bronić go. Sam język może się również stać tematem rodzinnej dyskusji.

             Starajmy się nakłonić nasze dzieci do czytania. Nie bez przyczyny kanon lektur szkolnych sięga po klasykę polskiej literatury, książki te stanowią wzorce poprawnej polszczyzny. Czytanie między innymi poszerza zasób słownictwa, poprawia sprawność ortograficzną i gramatyczną, sprzyja płynniejszej, bardziej elokwentnej mowie.  Zanim nastolatki zapałają miłością do twórczości Sienkiewicza i Żeromskiego, warto proponować im współczesną literaturę dla młodzieży, której oferta jest bardzo kusząca. Liczymy tu na efekt „połknięcia bakcyla”.

             Coraz większą popularnością cieszą się gry planszowe oraz karciane, są bardzo lubiane przez dzieci i młodzież. W bogatej ofercie możemy znaleźć takie, które sprzyjają rozwojowi języka, jak na przykład „Story cubes”, „Dixit”, „Kalambury”. Możemy też powrócić do tradycyjnych gier słownych, jak „Państwa- miasta”, „Wisielec”, „Koło fortuny”, wymyślać własne zabawy, które umilą nam na przykład długą podróż.

             Wybierajmy się wspólnie do teatru lub na inne przedsięwzięcia kulturalne. Zawsze rozmawiajmy o tematyce obejrzanego spektaklu. Zadajmy sobie też ten trud, aby z oferty telewizyjnej korzystać świadomie. Niech włączony telewizor nie będzie codziennym rytuałem.

             Na tyle, na ile jest to możliwe, bez naruszania poczucia prywatności nastolatków, powinniśmy kontrolować ich aktywność w sieci. Najlepiej wykorzystać do tego codzienną rozmowę. Warto poświęcić trochę czasu i wspólnie obejrzeć filmiki, którymi fascynuje się dziecko.

             Nade wszystko musimy stanąć na wysokości zadania jako wzory. Starajmy się wypowiadać poprawnie i wyraźnie, kiedy zwracamy się do dziecka lub ono przysłuchuje się naszej rozmowie. Jeśli używamy w domu gwary, to wspaniale! Uświadamiajmy jednak sobie i dziecku, że jest to odmiana języka narodowego i są takie sytuacje, kiedy nie należy jej używać. Drodzy Rodzice, sięgajmy po książki! Dziecko, które wzrasta w otoczeniu ludzi czytających, prędzej samo weźmie książkę do ręki.

            W edukacji i wychowaniu konieczna jest współpraca domu i szkoły. Należy zaufać działaniom nauczycieli-polonistów, którzy są profesjonalistami. Unikajmy negatywnych komentarzy na temat celowości zadań domowych, lektury tego a nie innego tekstu czy nauki wiersza na pamięć.

             Na koniec przypomnę, że język polski ustawowo stanowi dobro narodowe, gdyż jest elementem budującym naszą tożsamość narodową, troska o kulturę językową nie powinna być nam obca.

                        

        Jeżeli Czytelników zainteresowały powyższe rozważania, polecam następujące artykuły:

        1. W. Książek – Bryłowa, Wpływ czytania na rozwój języka dziecka. „Logopedia Silesiana”, 2013, 3, s. 16-23.

        2. B. Kulesza, Najnowsze anglicyzmy w języku prasy młodzieżowej. „Kwartalnik Językoznawczy”, 2010 (3-4), s. 17-28.

        3. K. Ożóg, Uwagi o języku współczesnej młodzieży. Między kodem ograniczonym a kodem rozwiniętym. „Słowo. Studia Językoznawcze” 2017, 8., s. 165-181.

        4. B. Wrona, Język i styl młodego pokolenia w kontekście przemian kulturowych, Katowice 2014.

         

        Anna Krotofil

           

      • Plastik – cudowny wynalazek czy śmiertelne niebezpieczeństwo?

      • Gdy w 1907 r. belgijski wynalazca Leo Baekeland opracował bakelit - pierwsze masowo stosowane tworzywo sztuczne, świat zakochał się w jego właściwościach. Niepalny, nietopliwy, nierozpuszczalny, o niskim przewodnictwie elektrycznym, wytrzymały, z dużą odpornością chemiczną. Krótko mówiąc SKARB, który jednak początkowo wykorzystywany był tylko w przemyśle. Niestety bakelit stanowił dopiero wstęp do rozwoju całej gamy tworzyw sztucznych o różnorodnych właściwościach, których produkcję oparto głównie na ropie naftowej i węglu.

        Prawdziwy boom konsumencki dla plastiku przypadł na lata 50. XX wieku. Docenili go producenci zabawek – gdyż był tani, trwały i można go było barwić na rozmaite kolory. Powstały pierwsze klocki lego, lalka Barbie oraz hulla hoop. W latach 60. już cały świat projektowy zachłysną się cudownymi właściwościami tworzyw sztucznych.

        W Polsce moda na plastik przypada na lata 80 – okres zachłyśnięcia się zachodnią kulturą po otwarciu się na Europę. Od najtańszych akcesoriów łazienkowych i talerzy po finezyjne kształty otwieraczy do wina i obieraczek do warzyw w kształcie duszków – wszystko produkowano z plastiku!

        Tworzywa sztuczne okazały się tak przydatne, że do 2015 roku ich światowa produkcja wyniosła 8,3 mld ton, z czego odpadami stało się aż 6,3 mld ton.

        Ciesząc się tym niesamowitym wynalazkiem nie zauważyliśmy momentu, w którym przekroczyliśmy granicę rozsądku w jego produkcji.

        Plastik jest niewątpliwie problemem cywilizacyjnym, nie tylko dlatego, że powstaje z wyczerpujących się surowców mineralnych (z ropy naftowej czy węgla kamiennego), których wydobycie samo w sobie wpływa niszcząco na przyrodę, ale przede wszystkim z powodu własnej trwałości.

        Ile rozkłada się plastik? Podajmy klika szokujących przykładów:

        • torba, reklamówka z tworzywa sztucznego potrzebuje średnio 400 lat na całkowitą biodegradację,

        • butelka typu PET – od 100 do nawet 1000 lat w zależności od tworzywa sztucznego,

        • papierek po cukierku – ok. 450 lat,

        • pielucha to również ok. 450 lat,

        • opona samochodowa – od 50 do 80 lat.

        A tymczasem na świecie co minutę sprzedawany jest milion plastikowych butelek! Każdy ma w swojej łazience, kuchni czy pokoju ma opakowania czy pojemniki zrobione z plastiku. Większość z nas używa w trakcie codziennych zakupów plastikowych zrywek do ich pakownia, a niestety aż około 79% zużytych tworzyw sztucznych nie trafia do recyklingu, lecz na wysypiska śmieci i do środowiska naturalnego, w tym do oceanów.

        Plastik i inne tworzywa działają negatywnie na środowisko morskie na wiele różnych sposobów. Wiele z nich pływa w wodzie morskiej, swoim wyglądem mogąc zmylić polujące zwierzęta, np. torby foliowe przypominają żółwiom morskim pływające w wodzie meduzy. Podobnie w przypadku ptaków morskich, które mogą mylić takie śmieci z prawdziwym pożywieniem. Zwierzęta połykając te toksyczne „pigułki” zapychają sobie żołądki i jelita niestrawialnym materiałem.

        PLASTIK JEST DLA NICH TAK ZABÓJCZY, ŻE MOŻNA POD TYM WZGLĘDEM MÓWIĆ O SZÓSTYM MASOWYM WYMIERANIU ZWIERZĄT!

        O zgrozo plastik znaleziono nawet w ciele okrytego niedawno skorupiaka zamieszkującego najgłębsze miejsce na Ziemi, czyli Rów Mariański (ok. 11000 m głębokości). Naukowcy dla przestrogi nadali mu nazwę Eurythenes plastics.

        Należy wyraźnie podkreślić, że zalewający nas plastik wpływa zabójczo nie tylko na przyrodę, szkody ponosi również człowiek. Dlaczego powinno nas to martwić?

        Otóż plastik to nie tylko duże śmieci. Jest również produkowany w postaci mikrocząsteczek umieszczanych w wielu produktach kosmetycznych np. w paście do zębów, peelingach i żelach do mycia twarzy, które każdego dnia lądują w kanalizacji. Niestety żadna oczyszczalnia nie jest w stanie przefiltrować tak maleńkich drobinek plastiku. Mało kto zdaje sobie sprawę także z tego, że podczas jednego prania bluzy wykonanej z polaru, do ścieków trafia nawet 250 tysięcy cząstek mikroplastiku, które przedostając się ze ściekami do wody morskiej, są połykane przez ryby, osadzając się w ich ciele. Wyobraź sobie, że zjadasz ryby, które żywią się tym właśnie plastikowym planktonem. Wszystko ląduje także w twoim organizmie i odkłada się w nim.

        Zwiedzeni reklamami kupujemy całe zgrzewki napoi w butelkach plastikowych sądząc, że dbamy o swoje zdrowie,
        a tymczasem b
        adania naukowców potwierdziły, że mikrocząsteczki plastiku są obecne w 90%  butelkowanej wody, czyli dwa razy częściej niż w wodzie z kranu.

        (Wyniki międzynarodowych badań przeprowadzonych
        w 9 krajach (USA, Chinach, Brazylii, Indiach, Indonezji, Meksyku, Libaine, Kenii i Tajlandii) przez naukowców z Fredonia State University of New York na zlecenie dziennikarzy zrzeszonych w ramach projektu OrbMedia).

        I niestety na tym nie koniec! Plastik
        w postaci pyłu znajduje się także w powietrzu! Wdychamy go każdego dnia. Pierwsze badania wykonali w Polsce w 2019 r. naukowcy z Krakowa, stwierdzając w powietrzu włókna o różnej długości (od 0,5 mm do 9 mm) nie tylko bezbarwne, ale również – niebieskie, czerwone, czarne i brązowe.

        Nie można więc już w żaden sposób zaprzeczyć, że plastik jest zagrożeniem dla naszej planety. Dlatego warto zacząć od siebie i swojego gospodarstwa domowego, aby zapoczątkować zmiany, które pomogą Matce Ziemi i istotom na niej żyjącym! Oto kilka podpowiedzi:

        • kosz na plastik do jego segregacji, powinien znajdować się w każdym domu,

        • każdy z nas może także ograniczyć produkcje plastikowych śmieci, wybierając chociażby wielorazowe torby na zakupy zamiast reklamówek. Owoce i warzywa możemy natomiast pakować luzem lub w woreczki samodzielnie uszyte ze starych firanek,

        • wybierajmy słomki wielokrotnego użytku, zamiast plastikowych rurek, które sprawiają cierpienie wielu organizmom w morzach i oceanach,

        • zrezygnujmy z opakowań i przedmiotów  jednorazowych. Może warto sięgnąć po… sztućce metalowe, kubeczki szklane lub porcelanowe, termosy.

        Jeśli wahacie się, czy zmiana u jednej osoby może poprawić sytuację, pamiętajcie, że jeśli taki schemat powtórzy chociaż 50% społeczeństwa, może uda się uchronić naszą planetę od “plastikowej katastrofy ekologicznej”.

        Zwróćcie również uwagę na niebezpieczny wzrost konsumpcjonizmu. Kupujemy gdy mamy zły humor, gdy znudziły nas nasze „stare” rzeczy, czy też dlatego, że wyszedł nowy model przedmiotu, który już posiadamy. Bardzo często są to rzeczy wytworzone z najmniej wytrzymałego plastiku i po chwili trafią do kosza, gdyż się zwyczajnie zepsują. Nie dajcie się naciągnąć na piękne reklamy, czy tzw. PROMOCJE! KUPUJCIE W SPOSÓB PRZEMYŚLANY!

        Opierając się na słowach znanego ekofilozofa i psychologa dr Ryszarda Kulika związanego ze Śląskim Ruchem Klimatycznym:

        „ Coraz więcej ludzi żyje w swoistej schizofrenii. Z jednej strony zdajemy sobie sprawę z nasilających się zagrożeń ekologicznych, które sami powodujemy: wielkiego wymierania, zaniku bioróżnorodności, katastrofy klimatycznej, dramatycznie szybkiego zużywania zasobów planety. Z drugiej strony jednakże wypieramy tę wiedzę, zapominamy o niej w codziennym ogarnianiu rzeczywistości; liczymy na to, że ktoś inny, gdzieś indziej zajmie się ratowaniem świata i „jakoś to będzie”.”

         

        NIESTETY BEZ WASZEJ POMOCY NIC SIĘ NIE ZMIENI! TO NASZ ŚWIAT – WALCZMY O NIEGO!

         

        Więcej wiadomości na stronach:

        https://www.focus.pl/artykul/badacze-pacyfiku-natkneli-sie-na-smieci-sprzed-20-lat-przebadali-je-i-ostrzegaja

        https://www.focus.pl/artykul/mieszkancom-duzych-miast-europy-pada-na-glowy-deszcz-plastiku-1

        https://www.focus.pl/artykul/mikroplastik-wykryto-w-organizmie-czlowieka-moze-byc-bardzo-grozny

        https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-07-15/plastik-jest-wszedzie-nawet-w-deszczu/

        https://www.green-projects.pl/zanieczyszczenie-plastikiem-globalny-problem/

        https://innpoland.pl/153141,ile-zuzywa-sie-plastiku-w-polsce-z-roku-na-rok-coraz-wiecej

        https://spidersweb.pl/bizblog/podatek-od-plastiku/

         

        mgr Sylwia Kot

        Miejski Ogród Botaniczny w Zabrzu

      • Już nigdy nie wyjdziesz na dwór!

      •  

         

        Czasami zdarza się, że rodzic mówi do dziecka, a ono sprawia wrażenie, jakby nie tylko nie słuchało, ale nawet nie słyszało, że kierowane są do niego jakieś słowa. Zwyczajnie nie reaguje. Potem wyjaśnia przekonująco, że naprawdę nigdy nie słyszało od matki czy ojca, iż, przykładowo, ma pytać, zanim włączy komputer. Jak to możliwe? Czemu dzieci nie słuchają rodziców? Oto kilka wskazówek, jak mówić, by dziecko nas słuchało:

         

        1. Streszczaj się.

         

        Dorośli często mówią do dzieci za dużo i za długo. W swych „kazaniach” pouczają, upominają, radzą, grożą i nie mają umiaru. A przecież każdego denerwuje czcza gadanina i każdy, będąc adresatem takiej przemowy,  po pewnym czasie przestaje uważać. Dziecko już po pierwszych słowach „kazania” wyłącza się, puszczając całą naszą przemowę mimo uszu. I jest to zupełnie naturalne. Zamiast „przynudzać” – dajmy dziecku jasny zwięzły komunikat. Przetestujcie na sobie, na którą prośbę sami byście zareagowali:

         

        Już tyle razy mówiłam ci, żebyś pytał mnie, zanim włączysz komputer! W twoim wieku powinieneś więcej wychodzić na dwór, niż ślęczeć przed monitorem. Poza tym nie odrobiłeś jeszcze lekcji! Kompletnie się  nie uczysz...

         

        czy:

         

        Uzgodnij ze mną, czy możesz włączyć komputer.

         

        Znacie już odpowiedź?

         

        1. Dawaj jasne informacje.

         

        Dorośli często wysyłają dzieciom niejasne informacje. W zdenerwowaniu zadają pytania, na które dzieci naprawdę nie potrafią odpowiedzieć. Pytanie: Dlaczego ciągle bijesz siostrę po głowie, przecież nic ci nie zrobiła?! nie znajdzie odpowiedzi. Dziecko nie wie, czemu to robi. Po prostu sama obecność siostry tak na nie działa. Lepiej powiedzieć jasno: Nie wolno bić siostry, to ją boli. Podobnie dziecko nie zrozumie przekazu: Grzebiesz się jak mucha w smole jako zachęty do szybszego działania. Jeśli chcemy, by się pospieszyło, musimy jasno mu to powiedzieć: Pospiesz się.

         

        Zadawanie pytań, na które dziecko i tak nie będzie w stanie odpowiedzieć, powoduje, że zamyka się ono na przekazy pochodzące od rodzica, nawet nie próbuje wejść z nim w dialog.

         

        1. Skup uwagę dziecka na sobie.

         

        Dopiero gimnazjaliści są w stanie skoncentrować się na dwóch czynnościach czy rzeczach jednocześnie. Młodsze dzieci po prostu tego nie potrafią. Kiedy więc grają w grę komputerową, to oddają się temu całkowicie i naprawdę nie słyszą uwag mamy i taty. Żeby słuchały, trzeba skupić na sobie ich uwagę. Nie powinno robić się tego krzykiem, w sposób agresywny. Najlepiej podejść do dziecka, dotknąć je (np. oprzeć rękę na ramieniu), nawiązać kontakt wzrokowy i powiedzieć spokojnie: Chciałabym z tobą porozmawiać, wyłącz na chwilę komputer. Jeśli to nie pomoże, można postąpić bardziej radykalnie i wyrazić własne emocje: Jestem zła, bo mam wrażenie, że mnie nie słuchasz. W normalnej sytuacji (tzn. nie krytycznej) z dużym prawdopodobieństwem dziecko zareaguje zgodnie z naszymi oczekiwaniami i skoncentruje uwagę na nas.

         

         

        1. Upewnij się, że dziecko cię rozumie.

         

        Zasada ta dotyczy wszystkich rozmów między ludźmi, a z dziećmi w szczególności. Aby uniknąć zdawkowego „tak” lub „nie”, warto upewnić się, że rozmówca dobrze nas zrozumiał. Można to uczynić za pomocą prostych sformułowań typu: Zrozumiałeś mnie, Krzysiu? Słuchasz mnie, Aniu? Wchodząc w dialog z dzieckiem, mamy o wiele większe szanse, że nas posłucha. Monolog te szanse gwałtownie zmniejsza.

         

        Może się zdarzyć, że dziecko nie chce nas słuchać. Jeśli rodzic odnosi takie wrażenie, powinien skupić na sobie uwagę dziecka, odnosząc się do swoich spostrzeżeń, np. Mam wrażenie, że nie mnie nie słuchasz lub zwrócić się z bezpośrednią prośbą: Chciałbym, żebyś mnie przez chwilę posłuchał. Dobrze, jeśli rodzic utrzymuje wtedy kontakt wzrokowy z dzieckiem, a ton jego głosu jest opanowany i rzeczowy.

         

        Dzieci, które nie słuchają rodziców, najczęściej są też nieposłuszne. A zatem posłuszeństwo powinno być oparte na dobrej komunikacji. Jeśli dzieci będą słyszały rodziców, będą ich też słuchały. A gdy będą słuchały, będę im posłuszne.

         

         

         

        Marta Szczurek

         

         

         

         

         

         

         

         

      • Rodzicu, nie bądź dzieckiem!

      • Jasiu, jesteś niedobrym wstrętnym dzieckiem! Zawsze to samo! Znów muszę po tobie sprzątać! Za karę już nigdy nie obejrzysz telewizji!

         

        Wielu rodziców używa podobnych słów w reakcji na nieodpowiednie zachowanie dziecka. Taki rodzic w krótkiej wypowiedzi popełnia większość podstawowych błędów wychowawczych. Przyjrzyjmy się im po kolei.

         

        Błąd 1. Odnoszenie się do cech, nie do zachowania.

         

        W słowach: Jasiu, jesteś niedobrym wstrętnym dzieckiem! rodzic zawarł ogromny ładunek negatywnych emocji – i wymierzył go we własne dziecko. Tym sposobem poradził sobie ze swoją złością, ale na pewno nie osiągnął efektu wychowawczego. Przylepił dziecku etykietkę „niegrzecznego”, „wstrętnego”, odnosząc się do jego cech (zresztą postrzeganych bardzo subiektywne, przez pryzmat złości). Dziecko nie dowiedziało się, co konkretnie nie podoba się tacie czy mamie.

         

        W reakcji na nieodpowiednie zachowanie rodzic powinien nazwać „po imieniu” to, co mu się nie podoba, np. Jasiu, źle się zachowałeś, bo nie posprzątałeś swojego pokoju zgodnie z naszą umową. W ten sposób nie upokarza swej pociechy, nie rozładowuje też jedynie własnego napięcia, a daje konkretną informację. Dziecko wie, co jest nie tak. Dobrze jest też móc się odwołać do wspólnej umowy, z której dziecko wcześniej obiecało się wywiązywać. Taki kontrakt jest świetnym punktem odniesienia w trudnej sytuacji, a rzeczowe przywołanie złamanego punktu umowy pozwala zapanować nad emocjami i działać racjonalnie.

         

        Błąd 2. Generalizowanie.

         

        Zawsze to samo! – usłyszał Jaś. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Generalizowanie, czyli  uogólnianie, rozszerzanie wniosków z kilku faktów na wszystkie pozostałe zachowania dziecka, powoduje zamykanie się na wygłaszane pod jego adresem uwagi. W końcu jeśli „zawsze” robi to samo, to niezależnie od tego, jak by się starało, rodzic i tak zobaczy tylko to, że „zawsze” jest najgorsze. Tak rodzi się błędne koło. Ten, kto chce uzyskać efekt wychowawczy, powinien wystrzegać się generalizowania. Lepiej odwołać się do tego, co tu i teraz. Słowa, które usłyszał Jasiu, powinny więc przybrać postać: Teraz w twoim pokoju panuje bałagan.  

         

        Błąd 3. Obarczanie siebie konsekwencjami zachowania dziecka.

         

        Jasiu nabałaganił, a mamusia posprząta – taki wniosek można wysnuć ze słów: Znów muszę po tobie sprzątać! W ten sposób rodzic bierze na siebie konsekwencje złego zachowania dziecka i tym samym utwierdza je w tym zachowaniu. Bo skoro matka trochę pokrzyczy, ale potem i tak zrobi wszystko za Jasia, to czyż bałaganiarstwo ostatecznie mu się nie opłaca? Stwierdzeniem „muszę” matka daje dowód swojej bezradności. Skoro „musi” mieć czysto – może pomyśleć Jaś – to niech sama posprząta. I, niestety, matka najczęściej sprząta. Tymczasem wystarczy zdobyć się na odrobinę dystansu wobec własnych wewnętrznych przymusów i zamiast Znów muszę po tobie sprzątać! powiedzieć po prostu: Posprzątaj. Warto też zrezygnować z słów: „musisz posprzątać”. Proste konkretne polecenia są najlepsze. Poza tym słowo „musisz” wywołuje automatyczny opór. A co, jeśli dziecko nie posprząta? Niech pomieszka trochę w bałaganie, poczuje konsekwencje własnego niechlujstwa. Jeśli i to nie pomoże, należy zastosować odpowiednią karę.

         

        Błąd 4. Kary „na wyrost”.

         

        Bywa, że rodzice w ogóle unikają karania, uważając je za terror stosowany wobec własnego dziecka, bądź też stosują kary przesadnie lub nieadekwatnie do wybryku pociechy. Tymczasem adekwatne kary są nieodzowne w procesie wychowawczym. Za karę już nigdy nie obejrzysz telewizji! – taka groźba nie wywoła żadnego skutku. Dlaczego? Ponieważ jest karą „na wyrost” – rodzic nie jest w stanie jej wykonać. Dyktują mu ją emocje. Jak kara nie powinna wyglądać? Jakie błędy najczęściej popełniają rodzice przy wyznaczaniu kar? Oto one:

        • kara nieproporcjonalna do przewinienia – kiedy np. dziecko niechcący stłukło talerz, a rodzic w ramach kary nakazuje mu zamknąć się na trzy godziny w swoim pokoju;
        • kara zbyt odległa w czasie – np. w styczniu dziecko słyszy, ze nie pojedzie w lipcu na wymarzone wakacje do Anglii;
        • kara odwleczona – kara zastosowana w dużym odstępstwie czasu od czynu; kara powinna nastąpić jak najszybciej po przewinieniu, by dziecko mogło te dwa fakty ze sobą skojarzyć;
        • kara nierealna – kara niemożliwa do realizacji przez rodzica, np. Już nigdy nie wyjdziesz na dwór! Aby była realna, rodzic powinien ograniczyć zakaz czasowo, np. Dzisiaj nie wyjdziesz na dwór lub Ponieważ źle się zachowałeś, przez tydzień będziesz mógł przebywać na podwórku tylko godzinę dziennie. Tego rodzic jest w stanie przypilnować.

         

        Kara będzie miała sens tylko wtedy, kiedy zostanie w pełni wyegzekwowana. I gdy nie będzie karą głównie dla rodzica – bo czyż konieczność pilnowania cały czas, by dziecko przypadkiem nie włączyło telewizora, nie jest okrucieństwem rodzica wobec samego siebie? Rodzic, który zadał tak nierealną karę, szybko da sobie spokój z jej egzekwowaniem i z pewnością stwierdzi, że „na jego dziecko żadne kary nie działają”.

         

        Błąd 5. Nadmierne emocje.

         

        W przytoczonej na początku artykułu wypowiedzi rodzica każde zdanie zakończone jest wykrzyknikiem. Pokazuje to, że głównym celem jego „przemowy” jest danie upustu własnym emocjom. Dziecko świetnie to wyczuwa. Reaguje na to dystansowaniem się do słów rodzica  bądź poczuciem winy. A przecież nie o to chodzi w wychowywaniu. Zrezygnujmy z wykrzykników w naszych rozmowach z dziećmi. Spokój jest najlepszym doradcą. Pomaga budować autorytet i sprzyja skuteczności.

         

        Skuteczna wypowiedź rodzica w reakcji na złe zachowanie dziecka powinna więc wyglądać tak: Jasiu, źle się zachowałeś, bo nie posprzątałeś swojego pokoju zgodnie z naszą umową. Teraz panuje tam bałagan. Posprzątaj. Jeśli tego nie zrobisz, za karę nie obejrzysz dzisiaj swojego ulubionego programu w telewizji.

         

        A jeśli nie uda się za pierwszym razem tak trafnie sformułować wychowawczego pouczenia? Uda się za drugim bądź dziesiątym. Wychowywanie to wytrwałe wpływanie.

         

         

        Marta Szczurek

      • Dlaczego tyle agresji?

      • Rodzicu, nie bądź dzieckiem!

         

        Każdy rodzic był kiedyś dzieckiem i chodził do szkoły. Często było to doświadczenie trudne, a przynajmniej – nie najmilsze. Wśród licznych dobrych wspomnień z lat szkolnych zawsze znajdzie się jakieś związane z tzw. złym nauczycielem. Kiedy więc mały niegdyś Jaś wraca jako dorosły pan Jan do szkolnej ławki w roli rodzica, wracają też niemiłe szkolne wspomnienia. Znów czuje się jak uczniak, którego nauczyciel zawstydza, przeraża lub po prostu męczy. Trudno się dziwić, że chce tę ławkę jak najszybciej opuścić i wrócić do swoich dorosłych spraw. Z nauczycielem rozmawia wrogo lub ulegle, tak jakby chodziło o niego. A przecież tu chodzi o dziecko.

         

        Z takich właśnie przyczyn rodzicom trudno czasem zrozumieć, ze nauczycielowi zależy na ich dziecku, że jego rolą i misją jest pomaganie uczniowi w rozwoju, nie tylko intelektualnym, ale i społecznym, emocjonalnym. Oczywiście, zdarzają się nauczyciele wypaleni, którzy zatracili gdzieś swoje powołanie, ale nie jest to tak częste, jak się wydaje. Niektórzy są tylko zmęczeni wymogami zawodu, inni zniechęceni. Dobrze przygotowany do kontaktu z pedagogiem rodzic potrafi jednak rozbudzić przygasłe poczucie misji nauczycielskiej.

         

        Jak zatem rozmawiać z nauczycielem, by nie leczyć własnych kompleksów z czasów szkolnych, a prawdziwie zadbać o interes własnego dziecka?

         

        Rodzicu, oto kilka przydatnych wskazówek:

         

        Uwierz, że nauczyciel troszczy się o swego ucznia.

         

        Nauczyciel wybrał swój zawód dlatego, że chciał – i najczęściej wciąż chce – wspomagać dzieci w rozwoju. Nie jest ich wrogiem, a tym bardziej twoim. Nawet jeśli to, co mówi na temat twojej pociechy, jest dla ciebie trudne (np. złe zachowanie czy gorsze stopnie), postaraj się spojrzeć na to obiektywnie, zastanów się, czy nie ma racji. Jeśli masz co do tego wątpliwości, zapytaj o proponowane rozwiązanie. Dobry nauczyciel na pewno nie zrzuci wszystkiego na ciebie, a zaproponuje pomoc, np. obieca, że sprawdzi po każdej lekcji notatki dziecka i podpisze się pod nimi, jeśli będą pełne.

         

        Zachowaj spokój, opanowanie i kulturę osobistą.

         

        Przypomnij sobie, ze jesteś dorosły i umiesz panować nad sytuacją. Już dawno nie jesteś dzieckiem, sprostałeś w życiu nie takim wyzwaniom, jak wywiadówka czy konsultacje; dasz radę. Pamiętaj, że nauczyciel patrząc na ciebie i twoje zachowanie, ocenia też twoje dziecko. Nigdy nie zachowuj się w sposób wulgarny, nie obrażaj nauczyciela ani innych pracowników szkoły – to na pewno nie poprawi sytuacji twojego dziecka.

         

        Stosuj komunikaty „ja”.  

         

        Jeśli coś ci się nie podoba, coś cię niepokoi – nie obwijaj od razu nauczyciela ani dziecka. Mów przez pryzmat własnych uczuć, np. Źle się czuję z tym, że pan z matematyki ciągle bierze do tablicy mojego syna (zamiast: Mój syn nigdy nic nie umie albo: Nauczyciel matematyki dręczy mojego syna)

         

        Mów konkretami, pytaj o konkrety.

         

        Nie będziesz pewnie zadowolony, jeśli usłyszysz od nauczyciela tylko tyle, że twoje dziecko jest niegrzeczne. Co to znaczy? Co konkretnie robi? Dopytaj o szczegóły. Proś też o konkretne rady, np. Co można zrobić, by Adaś zaczął odrabiać zadania domowe?

         

        Bądź odpowiedzialny.

         

        Staraj się brać na siebie odpowiedzialność za rozwój swojego dziecka, nie oczekuj, że szkoła zrobi wszystko za ciebie, bo to po prostu niemożliwe. Pamiętaj jednak, że masz prawo prosić o pomoc i radę – nie musisz być sam z problemem. W szczególnie trudnej sytuacji nauczyciel pomoże ci znaleźć pomoc psychologa.

         

        Pamiętaj, że nauczyciel to też człowiek.

         

        Nauczyciel również stresuje się kontaktami z rodzicami, zazwyczaj stara się przygotować do spotkania z nimi i rzadko ich lekceważy. Jeśli oboje skupicie się na problemie (tu: dziecku), nie na własnych emocjach, jest duża szansa, że go rozwiążecie  (np. pomożecie dziecku osiągnąć lepsze rezultaty w jakiejś dziedzinie).

         

        Może się zdarzyć, że nawet po zastosowaniu się do powyższych wskazówek, rodzic uzna, że ten konkretny nauczyciel nie wywiązuje się dostatecznie ze swej roli  (jest mało zainteresowany dzieckiem, zwraca uwagę tylko na problematyczne kwestie, nie motywuje dobrze do nauki itp.). Jednak z przeprowadzonej zgodnie z takimi zasadami rozmowy rodzic może wyjść jako osoba dorosła, nie jak sfrustrowany Jaś z szóstej klasy podstawówki. Operował konkretami, zachował spokój, dowiedział się ważnych rzeczy na temat nauczyciela swojej córki lub syna – może wyciągnąć wnioski na temat funkcjonowania dziecka w szkole, lepiej je zrozumieć i zmotywować do rozwoju.

         

        W większości przepadków rodzic zauważy jednak, ze jeśli wejdzie w kontakt z nauczycielem swojego dziecka bez obciążeń z własnych czasów szkolnych, w sposób  pewny siebie i kulturalny zarazem, to wyjdzie z takiej rozmowy z poczuciem, że wie, jakie jest jego dziecko i jak z nim postępować. Każdy bowiem ceniący siebie i ucznia nauczyciel zauważy, że jest on dobrym rodzicem, któremu zależy na prawdziwym rozwoju swojego dziecka. Zasada jest prosta: Jeśli nauczyciel zobaczy, że rodzic jest przestraszony, potraktuje go – nawet nieświadomie – jak zalęknionego ucznia. Jeśli zobaczy agresję, z dużym prawdopodobieństwem potraktuje go wrogo. Niewielu z nas ma na tyle rozwiniętą świadomość samego siebie, by wznieść się na wyżyny i nie traktować osobiście wymierzonych w siebie negatywnych emocji drugiej osoby.

         

        Zatem: Rodzicu, nie bądź dzieckiem, a zadbasz o swe dziecko!

         

         

        Marta Szczurek

         

         

      • Dlaczego tyle agresji?

      • Dlaczego tyle agresji?

         

        Od czasu doi czasu opinią publiczną wstrząsają informacje o nastolatkach (lub nawet dzieciach), atakujących swoich rówieśników w szkołach lub innych miejscach. Dlaczego tak się dzieje? Czy to wina „naszych czasów”? Skąd bierze się agresja? Co na to psychologia?

         

        Zachowania agresywne towarzyszą ludzkości od zawsze. Kroniki historyczne odnotowują przede wszystkim wojny i konflikty; właściwie cała historia świata to zapis ludzkiej agresji. Policzono, że w ciągu blisko 6000 lat udokumentowanych dziejów świata miało miejsce prawie 15000 wojen, co oznacza 2,5 wojny na rok. Agresja, oczywiście na mniejszą skalę, jest także osobistym doświadczeniem każdego z nas – z pewnością każdy zarówno jej doświadczył, jak i pewnie niejeden raz ją spowodował, chociażby słownie.

         

        Agresję definiuje się jako zamierzone działanie dążące do wyrządzenia cierpienia, którego ofiara agresji chce uniknąć. Jeśli pojawia się przy tym intencja zranienia, mamy do czynienia z przemocą. Czasem jednak agresor wcale nie ma zamiaru zadać ofierze bólu, co i tak nie zmienia faktu, że stosuje agresję. Nie zachowują się natomiast agresywnie ci, którzy zadają nam cierpienie, na które się godzimy, np. w gabinecie dentystycznym. Raczej niesłusznie zatem obwiniamy osławionego „dentystę-sadystę” o agresywne skłonności.

         

        Psychologowie nie są zgodni co do przyczyn agresji. Można wyróżnić trzy główne podejścia do tego zagadnienia. Przyjrzyjmy się pokrótce każdemu z nich.

         

        Najstarsza koncepcja agresji traktuje ją jako instynkt. Jednym z ojców tej koncepcji jest Zygmunt Freud. Uważał on, że w człowieku istnieją dwa instynkty: Eros – erotyczny instynkt życia i Thanatos – instynkt śmierci, prowadzący do samozniszczenia. Agresja miałaby być przekierowaniem instynktu śmierci na obiekty inne niż własna osoba w celu uniknięcia autodestrukcji. Inny współtwórca tej teorii, Konrad Lorenz, uważał natomiast, że agresja działa na zasadzie hydraulicznej – jest jak woda stale napływająca do zbiornika, która  w pewnym momencie – pod wpływem określonych wyzwalaczy – musi znaleźć ujście. W tym ujęciu agresja jest wrodzona i człowiek w niewielkiej mierze za nią odpowiada. Wobec tego wspomniana 13-latka mogła po prostu realizować pewien wrodzony schemat reakcji organizmu na określone wyzwalacze. Jednak nie każdy z nas zareagowałby na wyzwalacz typu krytyka ubioru wyciągnięciem noża. Istotną rolę odgrywają tu cechy osobowości i temperamentu (poziom pobudzenia nerwowego, skłonność do łamania norm społecznych). Ktoś, kto z natury jest bardziej wybuchowy, łatwiej dopuści się zachowań agresywnych.

         

        Ogromną popularność zyskała sobie kolejna koncepcja agresji traktująca ją jako popęd. Kiedy myślimy o przyczynach agresji, najczęściej – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – odwołujemy się właśnie do tej teorii. Zgodnie z nią agresja jest następstwem frustracji, czyli zablokowania dążenia jednostki do określonego celu. Przeszkoda wywołuje pobudzenie, a ono z kolei prowadzi do agresywnego zachowania. Często nie jest to agresja bezpośrednia, a przemieszczona, np. z szefa, który nas zdenerwował, na niewinnego męża czy dziecko. Może też zmienić swą formę, np. z bicia na przezywanie. W tym kontekście cios nożem gimnazjalistki mógł być formą agresji przemieszczonej z jakiejś osoby znaczącej w jej życiu na rówieśnicę.

         

        Obecnie najczęściej traktuje się agresję jako rezultat uczenia. Zachowania agresywne pojawiają się i utrwalają w wyniku „nagród”, jakie pojawiają się po ich zaistnieniu. Nie chodzi, oczywiście, o pochwałę z czyichś ust, bo przecież najczęściej słownie takie zachowania są ganione. Chodzi raczej o osiągnięcie celu bądź wzrost samooceny osoby stosującej agresję. Uczymy się agresji na podstawie własnych doświadczeń („Uderzyłem go i koledzy patrzyli na mnie z podziwem” – nagroda), ale też na podstawie obserwacji tego typu zachowań u innych („Ten facet w filmie zabił pół miasta i wszyscy się go bali” – nagroda). Dlatego tak ważną rolę w kształtowaniu zachowań agresywnych odgrywają media. Wykazano eksperymentalnie, że młodzież, która ogląda filmy agresywne w treści, zachowuje się bardziej agresywnie niż młodzież, która takich filmów nie ogląda. Z drugiej strony kierunek zależności może też być odwrotny. Jak pokazały badania, agresywne dzieci chętniej oglądają filmy pełne agresji niż ich nieagresywni rówieśnicy. Jak to się jednak dzieje, że karane za bicie kolegów dziecko wciąż powiela swoje zachowanie? Przecież powinno nauczyć się, że agresja nie popłaca. Dzieje się tak dlatego, że w swojej ocenie dziecko to odnosi korzyść w postaci uznania kolegów lub odczucia własnej siły. Nastoletnia nożowniczka padła więc być może ofiarą współczesnego przesyconego agresją świata telewizji i gier komputerowych, w których zabić przeciwnika można siedem razy. A być może wzorcem jej agresywnych zachowań było środowisko, w jakim się wychowywała? Są to, oczywiście, jedynie spekulacje, ponieważ bez dogłębnego poznania osobistego doświadczenia życiowego trudno jest odgadywać prawdziwe przyczyny postępowania.

         

        Prawda o agresji leży zapewne pośrodku. Ważne są osobiste skłonności jednostki, uwarunkowane temperamentem i cechami osobowości. Na pewno bardziej skłonni do agresji są cholerycy czy osoby o cechach psychopatycznych. Ważne jest środowisko, w którym się wychowujemy i to, czego się od niego i w nim uczymy. Ważna jest też umiejętność konstruktywnego radzenia sobie z frustracją i niepowodzeniami. W społeczeństwie, w którym wzmożona agresja staje się coraz częściej problemem dzieci i młodzieży, ważny jest wspólny wysiłek osób dorosłych – rodziców, nauczycieli, psychologów -  w kierunku jej przeciwdziałania i zapobiegania. Konsekwencje zaniedbań mogą być naprawdę poważne.

         

        Marta Szczurek